Weekendowy wypad do Kanady – Niagara Falls i Toronto

Amerykańska przygoda na ten rok, a raczej na to lato, dobiegła końca już dwa tygodnie temu. Wiem, ślamazarzę się z aktualizowaniem wszystkiego, ale jednak są rzeczy ważne i ważniejsze. 😉 Nie mniej, mam jeszcze parę soczystych wspomnień z wyjazdu. Opowiem Wam o moim cudownym weekendzie w Kanadzie!

Wyjazd do Kanady planowaliśmy długo i żmudnie. Na celowniku mieliśmy Toronto i Niagara Falls: niby nie tak wiele, ale odległość podwyższała poziom trudności planowania. Pochłonięci i zmęczeni pracą, w czasami napiętych stosunkach, zabieraliśmy się za planowanie jak pies za jeża… 😛 A wiadomo, taki wyjazd jednak wymaga pewnej organizacji. To nie byle wypad do NYC… 😉

Tak więc, uzbierało nas się grono zgranych 8 osób i może Was zaskoczę, ale w USA nie ma problemu ze znalezieniem tak dużego osobowego auta. No chociaż ku naszemu zdziwieniu, nasz Ford imieniem Ronald (ponoć nadawanie imion autom przynosi szczęście w podróży) z ewidentnie siedmioma siedzeniami, został nam wepchnięty w wypożyczalni jako auto 8-osobowe. Całe szczęście, że na codzień byliśmy ze sobą w dosyć bliskich relacjach, to i zgniatanie się na tylnym siedzeniu, pocąc się noga w nogę, nie stanowiło większego problemu. 😀 Od razu mała wskazówka dla planujących podróżowanie po Stanach – wymagany minimalny wiek, aby móc spokojnie wypożyczyć auto z wypożyczalni, to 25 lat. Poniżej tego wieku trzeba uiścić dodatkową opłatę jako zabezpieczenie. Dobrze się trzymać ze staruszkami. 😉

Upakowani niczym sardynki w puszce, ruszyliśmy. Z naszego obozu do kanadyjskiej strony Niagary jest zdrowo ponad 600 km, więc drogę rozłożyliśmy sobie na dwie raty z noclegiem w Buffalo. Spaliśmy w motelu żywcem wyjętym z ujęć Supernatural i… cholera, serio, tam straszyło. W środku nocy telewizor sam się włączył, pośnieżył i wyłączył… Wyobraźcie sobie obsranie jakie nas dopadło ze strachu. 4 dorosłe baby, wystraszone i półprzytomne po całym tygodniu pracy i podróży… No ale przetrwałyśmy, ostatecznie Sam i Dean nie musieli nas ratować (a szkoda), pochłonęliśmy śniadanie w ostatnie pięć minut trwania hotelowego posiłku i ruszyliśmy nad wodospady. Ewelinka była, subtelnie rzecz ujmując, niepocieszona tym, że nie zostaliśmy w Buffalo na dłużej. Kochana, co się odwlecze, to nie uciecze! 🙂

Aby wjechać na teren Kanady, były nam potrzebne na szczęście tylko paszporty. W sieci są informacje na temat konieczności posiadania zaświadczenia o pracy na terenie USA oraz formularza I-94 rejestrującego wyjazd z USA. Trochę na yolo się wybraliśmy bez tych rzeczy, ale jakoś się udało bez problemu, mimo szczegółowej kontroli na granicy.

 

Wodospady dzielą się na dwie części: amerykańską i kanadyjską. My byliśmy po tej kanadyjskiej stronie, skąd rozpościera się oszałamiający widok na wodospady amerykańskie i kanadyjską podkowę. W dole rzeki pływają promy wycieczkowe obu państw (czerwony USA, niebieski kanadyjski), a koszt takiej przejażdżki to $25. Możliwy jest też zjazd tyrolski wzdłuż rzeki i jego cena to $50. Drogo, a jeszcze drożej by wyszła interwencja kardiologa, której bym na bank potrzebowała. 😛

Dzień był ciepły i słoneczny, a znad wody powiewała orzeźwiająca bryza. W pewnym momencie, zupełnie nagle (dokładnie widać we vlogu) rozpadało się, ale jaki potem był widok… Przepiękna tęcza pojawiła się pod kłębowiskiem chmur unoszących się nad wodą. Widok absolutnie obłędny i najzwyczajniej w świecie ciężko jest to opisać słowami. Nawet gwarny tłum spacerujący wzdłuż barierek nie mącił kontemplowania widoków. No coś niesamowitego!

Nasyceni widokami, ruszliśmy w stronę Toronto, oddalonego od wodospadów o około dwie godziny samochodem. Na samym wjeździe duże wrażenie robią stalowe, potężne wieżowce. Zatrzymaliśmy się w chińskiej dzielnicy w hotelu prowadzonym przez Azjatów – wspominam o tym, ponieważ zgodnie z ich kulturą, musieliśmy ściągnąć buty zaraz przy wejściu i szorować do pokoi w skarpetkach lub na boso. Kiedy wieczorem wybraliśmy się na kolację, trochę nadłożyliśmy drogi, żeby zobaczyć co nieco. Moje spostrzeżenia – miasto czyste, paradoksalnie spokojne w stosunku do swoich rozmiarów, o mega zróżnicowanej architekturze. Nie sposób nie poczuć się jak w Europie za sprawą budynków mieszkalnych i pubów, wyglądających jak żywcem wyjęte z angielskich przedmieść, chociaż kilka kroków dalej stoi rząd szklanych biurowców.

Podczas zwiedzania następnego dnia upewniłam się w tym, że faktycznie miasto jest bardzo eklektyczne, ale to właśnie czyni je tak pięknym. Jest wielkie, ale nie tak przytłaczające jak Nowy Jork, który ostatecznie nie podbił mojego serca tak bardzo jak się spodziewałam.

Jest coś, o czym jako rasowy łakomczuch i kawosz mam moralny obowiązek wspomnieć. Sieć Tim Hortons… OMG, najlepsza kawa, jaką piłam w sieciówce. Niestety, chociaż jest to potężna sieć, to tylko na terenie Kanady. Każdy, kto planuje wypad w tamte strony, niech koniecznie tam wstąpi na kawę i kanapkę – chociaż podejrzewam, że doszłoby do tego tak czy inaczej, bo lokale TH są dosłownie na każdym rogu. 🙂 Ceny są też zachęcające – kawa za mniej niż $3, a w zestawie z kanapką i muffinką jakieś $7-8.

$2 vs 5 PLN

Nasza trasa zwiedzania nie była szczególnie przemyślana i była raczej spacerem do wieży CN Tower i nad wodę. Mieliśmy bardzo ograniczony czas ze względu na to, że musieliśmy wrócić na camp do godziny 23 (godzina policyjna w niedziele). CN Tower jest zdecydowanie najpopularniejszym symbolem Toronto i też jedną z najchętniej odwiedzanych atrakcji. Kolejki na górę były bardzo długie, tego dnia myślę, że szczególnie, bo pogoda napewno sprzyjała obserwowaniu panoramy miasta ze szczytu wieży (wjazd na górę to koszt $25). Nam jednak już się kończył czas, ponieważ męska część ekipy zdecydowała się tylko na zwiedzenie muzeum hokeja (no a jakże!) i była już gotowa do wyjazdu w kierunku Carmel. Zostało więc wiele do zobaczenia i doświadczenia jeśli chodzi o to miasto i myślę, że będę planowała tam jeszcze się wybrać, tym razem na dłużej.

Na koniec zapraszam Was do obejrzenia mojego debiutanckiego vloga właśnie z tego wyjazdu. 🙂

 

 

 

No Comments Yet

Leave a Reply

Your email address will not be published.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Archiwa
Durszlak.pl
Kontakt

aleksascione@gmail.com